Tag Archives: klub Dobra Nocka

Live! Relacja: „Ostatnie Ciastka tej zimy”, czyli The Cookies w klubie Dobra Nocka

Przez cały dzień zastanawialiśmy się, czy w ogóle fajnie w tej Dobrej Nocce, a na miejscu okazało się, że to ten sam lokal, w którym upiliśmy się i zrobiliśmy z siebie idiotów z rok wcześniej, tylko ze zmienioną nazwą. Na szczęście nas nie pamiętali, także już na wejściu miejscówa skojarzyła się przyjemnie.

Również na wejściu wpadliśmy na pomysł zorganizowania wyborów miss pań-przybijających-w-klubach-pieczątki, co spowodowane było rzecz jasna wdziękiem pani-przybijającej-pieczątki w Dobrej Nocce. Nie mamy jednak potrzebnych środków i zaradności, więc może ktoś inny podejmie się tematu.

Dalej było wcale nie mniej atrakcyjnie. The Cookies byli jedyną kapelą mającą wystąpić tego wieczoru, co ma swoje zalety – brak tej nerwowości „kiedy wyjdą, kto pierwszy, kto ostatni, szybciej, bo cisza nocna, bo inne kapele będą musiały skrócić set”. Tutaj był luz, piwko przy barze, a następnie pod scenę. Tu pierwsze zaskoczenie – oczywiście trzeba brać pod uwagę niewielkie rozmiary sali, niemniej izba została wypełniona kiwającymi się w rytm płynącej ze sceny muzyki głowami bardzo szczelnie. Wiadomo jak to bywa z frekwencjami, więc fajnie. Kiwanie głowami i pierwsze, nieśmiałe próby stosowania kroków tanecznych rzecz jasna nie dziwiły – Ciastka grają muzykę zdecydowanie nadającą się do czynienia tego typu figur. Jest groove, jest dusza, funk, soul, r&b i nawet elementy rapu, objawiającego się jako jedna z technik wokalnych proponowanych przez wokalistkę grupy, Karolinę. Frontmanka (nie wiadomo jak to napisać gdy nie jest się ministrą Muchą) grupy oprócz łączenia stylów Fisza i Eryki Badu mocno koncentrowała się na animowaniu publiczności do wspólnego śpiewania, klaskania i tańców, co wychodziło jej bardzo dobrze – duże propsy, bo choć sami zawsze się chowamy za kolegów gdy wokalista schodzi do nas ze sceny mikrofonem, to jednak koncert zapada w pamięć o wiele lepiej gdy konferansjerka jest żywa i na poziomie, a ludzie chętnie wchodzą w interakcję. Ci na sali tego wieczoru zaskakująco dobrze znali teksty, wykonując wiele refrenów do spółki z Karoliną.

W secie przeplatały się numery żwawsze i bardziej klimatyczne – nam bardziej przypadły do gustu te drugie. Te pierwsze, bardziej funkowe są zgrabnie skrojone i wpadają w ucho, jednak nie mają tej chwytającej głębi, ukrytej gdzieś w pomrukach basu Zbyszka czy delikatnym klawiszu Jana Ignacego, przewijających się w aranżach numerów spokojniejszych. W paru momentach głośniejszych można było usłyszeć również bardziej śmiałe wejścia syntezatora – liczymy na więcej tego typu zabiegów w przyszłości.

Publika była generalnie zachwycona, co zaowocowało dwoma bisami (a chcieli jeszcze więcej), na samym końcu zespół wykonał spontanicznie „c-durową krowę”, czyli jam utrzymany w stylistyce… country. Żart się jednak udał. Zaznaczamy, bo często się nie udają. Koncert również się udał. Na koniec mini-filozofia a la Paolo Coelho: szkoda, że zimę żegna/wiosnę wita się tylko raz w roku.

Otagowane , , , , ,