Monthly Archives: Październik 2012

Wideo: Radio Error – Sleepwalker (na żywo w studiu)

Zapraszam do sprawdzenia świeżego nagrania Radio Error z nowym wokalistą, Patrykiem Trzaską.

 

A już w najbliższy czwartek (18 października) zespół w odświeżonym składzie zobaczyć będziecie mogli w klubie Jerozolima, do czego gorąco zachęcam! Poniżej zajawka sztuki:

FB: https://www.facebook.com/events/470022473041894/

Otagowane , ,

Wywiad: Outsane

Już w najbliższą sobotę (6 października) zespół Outsane zagra wraz z ekipami Testor, Spontane i Another Source of Light koncert w klubie K8. Tymczasem w ubiegły poniedziałek miałem przyjemność gościć na próbie zespołu, po której mieliśmy okazję porozmawiać w luźnej atmosferze między innymi o ostatnim wydawnictwie grupy, In The Name of What?, koncertowych przygodach czy stosunku do tradycyjnego rynku fonograficznego, a także o najbliższym koncercie i planach na przyszłość (co zaowocowało bardzo życiowymi przemyśleniami!). Zapraszam gorąco do lektury.

RW: Na swoim facebookowym profilu piszecie, że nikogo nie obchodzą fakty dotyczące historii waszego zespołu. Ta jest już jednak całkiem długa i wydaje mi się, że ten temat to równie banalny co właściwy wstęp do wywiadu. Co się wydarzyło w 2004 roku i przede wszystkim – co bardzo mnie ciekawi – jak to jest, że undergroundowa ekipa trzyma się razem już 8 lat?

Elvis: To dobre pytanie, to było tak, że ja doszedłem do chłopaków chwilkę po tym jak zaczęli wszystkie cuda.

Art: To się zaczęło tak, że ja z Maxem jakoś tam zaczynaliśmy… To nie był zespół, po prostu sobie pogrywaliśmy próby w jakimś MOK-u i po drodze Szymon się jeszcze przypałętał. Tak naprawdę dopiero od spotkania z Elvisem powstał ten zespół, w tym składzie, pod tą nazwą, co też zaznaczamy, jest dużym sukcesem, że jest niezmienna od ośmiu lat i nawet już nam się nie chce myśleć o jej zmianie

No właśnie chciałem spytać o nazwę. Moje pierwsze skojarzenie wiąże się oczywiście z angielskim słowem „insane” i jakąś uzewnętrznioną wersją szaleństwa, które być może wyrzucacie z siebie grając ostrą muzykę, dobry trop?

Max: Jak jest nowe słowo, jak to się nazywa?

Art: Słowotwórstwo.

Max: A jak nie ma takiego słowa, to co to jest?

Art: Niesłowo (śmiech)

Max: Nie… Nie ma takiego słowa. Nie, chyba nie ma co jakiejś ideologii do tego przypisywać.

Elvis: Tak naprawdę chodzi o to, że to ma być przewrotne, że jest słowo „insane”, które się wszystkim kojarzy z pojebem i z jakimś nienormalnym i tak dalej. W sumie moglibyśmy się tak nazwać, ze względu na znaczenie słowa, ale już jest taki zespół, więc nazwaliśmy się przewrotnie Outsane. Zresztą zespołów Outsane też są jeszcze dwa. Jeden jakiś folkowy, a drugi jakiś australijski rockowy.

Max: Ale można mówić jako skrót od „outstanding” + „insane”.

Elvis: (śmiech) Dobre, dobre, o tym nie pomyślałem.

Max: To jest w NBA, jak jest super jakiś wsad to jest właśnie „outsane”, czyli „outstanding” + „insane”.

RW: Jakiś czas temu wypuściliście nowy materiał, „In the Name of What?”. O co konkretnie pyta zespół Outsane?

Art: To od numeru.

RW: Tyle?

Elvis: Nawiązuje to do utworu, który jest o tym samym tytule i jest wyrazem wkurwienia na fakt bycia oszukiwanym, bycia manipulowanym przez kogoś. To nie jest tak naprawdę utwór kierowany do kogoś konkretnego. Bardziej opisana jest tam kategoria emocjonalna, którą można nazwać wkurwieniem i jest pytanie „w imię czego mi to robisz, że mnie denerwujesz?”. I stąd tytuł EP-ki.

Szy: Ale to nie jest takie anarchistyczne?

Elvis: Kto tu kurwa zadaje pytania? (ogólny śmiech).

RW: Widziałem pozytywne recenzje, a co Wy, z perspektywy czasu, sądzicie o swoim wydawnictwie. Materiał reprezentuje w pełni to czym jest Outsane, czy może – tak jak mówi wielu artystów – pozmienialibyście masę rzeczy już na etapie postprodukcji?

Elvis: Trochę jest tak, że jak nagrywamy jakiś materiał to już 9 minut po nagraniu i wydrukowaniu pierwszej okładki jesteśmy skłonni coś tam namieszać, coś pozmieniać. Głównie ja jestem taką osobą, która często stara się nawet na koncertach zmieniać jakieś tam partie wokalu za co zespół często mnie ruga i karci, że nie zaśpiewałem na nagraniu. Może trochę głupio o tym mówić w wywiadzie, ale jest tak, że jednak studio jakie by nie było – czy są to warunki bardziej home recordingowe czy bardziej profesjonalne – to jednak daje wiele możliwości do tego żeby sobie pokombinować ze ścieżkami. Później się okazuję, że „O kurde, przecież ja nie mogę śpiewać cały czas, nie mogę cały czas drzeć mordy!” Gdzieś tam trzeba coś wyciąć, coś podśpiewać…

Art: Wiesz, jak nagrywamy materiał, to zawsze spotykamy się z problemem, że coś już jest nagrane, jest jakaś tam struktura i potem niby utwór jest gotowy, ale ktoś wymyśla, że może by coś zmienić, tak naprawdę długo nam się schodzi na procesie produkcyjnym, ponieważ wpadamy często w pętlę i cały czas byśmy coś chcieli zmieniać, a trzeba powiedzieć stop i w końcu to wypuścić. Od strony muzyczno-instrumentalno-technicznej osobiście jestem zadowolony nawet. Wiadomo, że, jak mówi Elvis, 9 minut po zakończeniu zaczynasz słyszeć drobne błędy, jakieś pierdoły wychodzą i im więcej tego słuchasz tym bardziej to słyszysz, ale ja nawet lubię słuchać tej płytki i jestem z niej zadowolony.

RW: Praca w studiu poszła gładko czy były jakieś tam problemy, niesnaski?

Art: Mamy własne studio, można więc powiedzieć, że bez stresu nagrywamy, aczkolwiek to ma swoje plusy i minusy. Jak się wchodzi do studia i jest opłacona konkretna ilość godzin, więc jest większa mobilizacja, a tutaj to przychodzi się, Elvis przynosi wódę (wybuch śmiechu) i nagrywamy pół numeru.

Max: Wygląda to tak, przez to że mamy możliwość nagrywania u siebie. Plan jest taki żeby nagrać trzy numery. Nagrywamy trzy, później ktoś wymyśla jakiś fajny numer i „O! Trzeba to nagrać!”, więc nagrywamy cztery, jak już cztery to pięć i zamiast trzech numerów szybko w miesiąc robi się z tego pół roku.

Art: Zawsze mamy założenie, żeby nagrać jeden, a konkretnie, a potem nagrywamy pięć i się z tym męczymy.

Max: Trochę za długo to trwało, następnym razem nagramy pewnie jeden numer.

Kazik nauczył mnie jednym, że artysty nie należy pytać jak powstają jego teksty…

Elvis: To nie pytaj! (śmiech)

…bardziej chciałem jednak zapytać o muzykę. Zawsze jestem jednak ciekaw jak w przypadku danej kapeli wygląda proces twórczy. Kolektywnie jammujecie na próbach, czy może jedna osoba tworzy w zaciszu domowym szkielet utworu, a reszta po prostu dodaje coś od siebie? A może w ogóle jest wśród was muzyczny dyktator, który mówi reszcie co i kiedy zagrać?

Art: Tak naprawdę byłeś dzisiaj świadkiem. Ten ostatni numer co graliśmy został wymyślony w zeszłym tygodniu. To jest tak, że ktoś zagra jakiś riff, próbujemy sobie coś do tego dogrywać i potem schodzi nam się pół godziny na wyzywaniu się i kłóceniu co trzeba usunąć, co dodać, gdzieś tam taki twórczy proces następuje.

RW: Czyli kolektywnie raczej.

Art: Raczej tak. Powiedzmy te osiem lat temu produkowaliśmy numery bardzo szybko, można powiedzieć, że jeden za drugim, a dzisiaj… jak się posłucha tych numerów sprzed ośmiu lat to… No już ugryzł je ząb czasu (śmiech) i słychać dużą różnicę w stosunku zarówno od aranżu jak i umiejętności technicznych. Dzisiaj schodzi nam się dłużej, ale za to numery są dużo lepsze.

RW: A takie kłótnie z trzaskaniem drzwiami, wychodzeniem, obrażaniem się?

Artur: Nie no, co ty, to już nie te lata.

RW: Muzykujecie gdzieś poza Outsane? Poboczne projekty, odskocznie? Czy może spełniacie się dostatecznie w jednej formacji?

Xaper: Są jakieś przygody czasowe, ale głównie jesteśmy nastawieni na Outsane. Każdy gdzieś był czy jest, może będzie…

Art: Każdy gdzieś tam BYŁ, coś próbował, ale teraz się raczej skupiamy na jednym zespole.

RW: Sami wskazujecie na to, że gracie muzykę będącą wypadkową różnych gatunków. Jest trochę ciężko, trochę ostro jak słyszałem na próbie, ale nie brakuje melodii czy czystych, śpiewnych wokali. Czy macie jakąś wizję na przyszłość? Planujecie pozostać wiernymi tej stylistyce, czy może wykonać muzyczną woltę i pójść w kierunku muzyki bardziej ekstremalnej, hardcore’owej, tudzież załagodzić brzmienie i uderzyć do stacji radiowych oraz programów śniadaniowych?

Art: Kilka razy wmawialiśmy sobie, że chcemy grać tak a nie inaczej i to się kończyło zazwyczaj źle, dlatego sobie odpuściliśmy. Mi jest ogólnie zajebiście trudno określić jaka to jest muzyka. Ktoś się pyta, co gram, to jak odpowiem metal, to tak naprawdę nie będzie pasowało i ten hardcore też nie będzie pasował. Trudno określić jaka to muzyka, na pewno jakaś tam pochodna rocka i metalu.

Max: Generalnie od czasu do czasu coś planujemy, ale i tak wychodzi jak wychodzi.

RW: Przejdźmy do tematu, który – zaryzykuję strzał – kręci was najbardziej, czyli do grania na żywo. Zagraliście podejrzewam masę koncertów, jesteście w stanie oszacować ile już tego było?

Max: Trzydzieści parę.

Elvis: Ponad pięćdziesiąt.

Art: Ja myślę, że koło czterdziestu. Jak spisywaliśmy na stronie, w chuj czasu temu, to było trzydzieści pięć.

Elvis: No to mówię wam, liczyłem ostatnio, ponad pięćdziesiąt zagraliśmy.

Art: Były takie, które chce się zapomnieć i takie, które chce się pamiętać, dlatego trudno oszacować.

6 października w K8 zagracie m.in. z zespołem Spontane i nie będzie to wasza pierwsza sztuka z nimi. Czy jesteście częścią jakiejś takiej ekipy zespołów, mini sceny? Macie swoje zaprzyjaźnione grupy, z którymi najbardziej lubicie występować czy balować po koncertach?

Elvis: Jakiś czas temu na Grochowie była taka inicjatywa, jak Praska Fala Dźwięku, w której miałem przyjemność być organizatorem. Był to bardzo fajny, spontaniczny projekt kilkunastu jeśli nie kilkudziesięciu undergroundowych kapelek. Początkowo, było inspirowane pomysłami wewnątrz domu kultury w którym to się odbywało. Od kilku lat idea ucichła, osoby które w tym działały przestały mieć czas i tak się to rozlazło. Zostało jednak coś fajnego- bardzo pozytywne, kumpelskie relacje pomiędzy kapelami, które teraz starają się od czasu do czasu grać ze sobą koncerty. Jedną z tych kapel jest właśnie Spontane, z którymi zagraliśmy już naprawdę sporo sztuk. To są też nasi bardzo dobrzy koledzy, z którymi też…

Max: …imprezujemy…

Elvis: To nawet nie jest do końca tak, że nasza muzyka gatunkowo pasuje idealnie do ich muzyki czy odwrotnie, ale wydaje mi się, że mamy podobny poziom energii na scenie, podobne, bezkompromisowe podejście, do grania muzy, niezależnie czy jest bardzo agresywna, czy bardziej nazwijmy to crossoverowa i punk rockowa jak teraz stylistyka Spontane. Generalnie to fajna ekipa, bardzo lubimy z nimi dzielić scenę. To jest właśnie pozostałość po Praskiej Fali Dźwięku. Ta scena w jakiś sposób nadal funkcjonuje, z tym, że teraz już na bardzo różnych poziomach. Są kapele, już trochę bardziej znane jak Leash Eye, Carnal, Chain Reaction, Skowyt, czy Venflon. To jest jakby- mówiąc już tak zupełni patetycznie – spuścizną po tej inicjatywie, którą kontynuują same zespoły, na własny rachunek.

RW: Zagraliście ponad pięćdziesiąt koncertów, festiwale. Możecie twierdzić, że nikogo nie interesuje historia waszej grupy, ale na pewno wszyscy chcą przeczytać zabawne anegdoty związane z byciem w kapeli. Aby ułatwić, daję wam zestaw tematów do wyboru: wybryki alkoholowe, zwariowane fanki, wpadki i problemy techniczne. Może być wszystko w jednym.

Art: Problemy techniczne! Ostatni festiwal, Summer Rock w Sławie. Pojechaliśmy na dwa auta, elegancko. Szymon swoim nowym samochodem, Toyotą Celicą, sportowe auto, wykurwiste, czerwone, prosto od mechanika. Na miejscu pole namiotowe, którego nie dało się wcześniej zarezerwować, więc jak już przyjechaliśmy to spaliśmy w autach piętnaście minut ponieważ drzewa się zaczęły przewracać na nas i to nie było już zbyt bezpieczne. Resztę nocy spędziliśmy pod daszkiem przy kiblu pijąc wódę…

RW: I tu się zaczynają wybryki alkoholowe! .

Art: Wywlekliśmy się rano z samochodów i prawie już mieliśmy zrezygnować z grania wieczorem, a do tego Szymon wyjechał po Elvisa jakieś dwieście metrów na pociąg i ujebał sobie koło. Potem siedemnaście tysięcy godzin spędziliśmy przy tym samochodzie, zamiast wychodzić powoli z kaca i lenić się nad jeziorem. Szymon prawie zszedł na różne dolegliwości, ale bardzo miły pan pomógł nam zająć się samochodem.

Elvis: To ja jeszcze powiem zabawną anegdotę. Z tego, co opowiedział mi mój serdeczny mój przyjaciel Janek, na jednym z koncertów w Indeksie jakaś fanka pokazała nam cycki, ale ja tego nie widziałem, bo zawsze śpiewam z zamkniętymi oczami…

Art: Ja też tego nie widziałem, W zasadzie żaden z nas tego nie widział.

Elvis: Może w takim razie on mnie oszukuje…

RW: No tak, w Indeksie, ciemno, ciasno…

Artur: Jeszcze co do wybryków koncertowo-alkoholowych to też anegdota odnośnie Spontane. Graliśmy nasze pierwsze urodziny, w Progresji jeszcze tej starej, z zespołem Ametria, wówczas byli na topie.

Elvis: na liście programu pierwszego…

RW: „Bailando”

Art: Nasz kolega z zespołu Spontane, po spożyciu większej dawki napojów wyskokowych, postanowił…

Max: …wyskoczyć ze sceny…

Art:… zrobić tak zwany stage diving. Ale że jego tusza była dosyć odstraszająca…

Max: …skoczył w miejsce, gdzie stały tylko dwie dziewczyny…

Art: …które się w dodatku rozstąpiły i na tym koncercie stracił chyba śledzionę i obudził się w szpitalu. Takich rzeczy jest mnóstwo, tak jak to z każdej imprezy można opowiadać.

RW: W tym roku zdobyliście trzecią nagrodę na Summer Rock Festiwal w Sławie. Jakie macie podejście do muzycznych konkursów, czy takie sukcesy są dla was dodatkową motywacją do działania?

Art: Nie no zajebiście, wygraliśmy dużo floty… (śmiech)

Max: Dla nas było to i tak niezłe zaskoczenie, bo dostaliśmy trzecią nagrodę, mimo że były one przyznawane przez burmistrza, wojewodę, księdza i tak dalej…

Elvis: …strażaków, kółka różańcowe…

Max: …oraz dziennikarzy z lokalnych rozgłośni radiowych. I to jest fajne, że poważni ludzie doceniają taką hardcorową muzykę, bo tam akurat był repertuar blues rockowy, nasza muzyka bardzo odstawała, więc było to miłe zaskoczenie, że chociaż to trzecie miejsce dostaliśmy symbolicznie jako wyróżnienie.

 Art: I domek do spania, ale to dopiero jak zeszliśmy ze sceny, bo wcześniej nie mieliśmy gdzie spać.

 Elvis: A to nie płaciliśmy za niego w końcu?

 Max: Ja płaciłem! Wisisz mi stówę.

RW: Wszystkie wydawnictwa realizujecie własnym sumptem. Na facebooku wspieracie też wymierzoną w wydawców akcję zespołu Skowyt. Jaki jest wasz stosunek do tradycyjnego rynku fonograficznego, czy w ogóle próbowaliście kiedykolwiek wysyłać demówki i walczyć o jakiś kontrakt?

Max: Z tego, co pamiętam nigdy nie staraliśmy o nic takiego, może teraz Ania wysłała jakieś płyty, ale chyba też nie. Wydaje nam się, że taka „prawdziwa wytwórnia” już nie istnieje, nikt nie promuje muzyki w sposób, w jaki zespoły by chciały. To jest tak, że tylko jak zespół jest znany, wtedy ktoś może będzie chciał na tym zarobić. więc chyba najlepszą metodą jest zainwestowanie swojej kasy i promowanie tego przez siebie. jest troszeczkę za mało miejsca na tym torcie żeby promować taką muzykę i jeszcze żeby ktoś na niej zarabiał. To jest muzyka undergroundowa i fajnie wydać płytę w fajny sposób, ale to można zrobić zlecając to komuś innemu, niekoniecznie wytwórni.

Elvis: Poniekąd podzielam zdanie Łukasza, wokalisty Skowytu, też zresztą mojego kolegi, że rynek polskiej muzyki niezależnej czy mówiąc totalnie łopatologicznie, ciężkiej, jakiejś tam agresywnej, alternatywnej ale gitarowej i mocnej jest w pewnym sensie nieporozumieniem i sądzę, że jedną z głównych przyczyn tego jest fakt, że cały czas brakuje mediów, które tę muzykę chcą entuzjastycznie wspierać. Wydaje mi się, że nie jest takim medium na pewno Eska Rock, Radio Roxy, ani Antyradio. Muzyka tam kończy się na Budce Suflera albo Ryszardzie Rynkowskim i myślę, że polskie kapele pokroju Outsane są odrobinę osierocone pod tym względem. To właśnie z takiego procesu bierze się zachowanie słuchaczy. Wydaje mi się, że przynajmniej w Warszawie tak jest. Ludzie jarający się muzyką podobną do naszej, wybiorą prędzej koncert Soulfly w Progresji czy innej znanej kapeli, a nie koncert zespołu, o którym mało słyszeli ale wiedzą mniej więcej jak może grać. Nie mają do końca zaufania do takich imprez. Jeśli nie widzą tego w mediach, nie chcą słuchać, nie chcą kupować. Media promują muzykę taką jaką promują, a jeżeli już zaistnieje muzyka która jest zbliżona do naszej, to są to albo starzy wyjadacze, albo naprawdę popularne kapele w stylu Korn, czy Machine Head. Wydaje mi się, że w naszej pięknej acz młodej demokracji nie powstał zarodek myślenia o tym, że kapele niezależne grające mocną, alternatywną muzykę też mają rację bytu, coś do powiedzenia i mogą być traktowane lepiej niż granie za browar.

 RW: Wspomniałeś wcześniej o zespole Chain Reaction i mam pytanie odnośnie wydawania płyt. Jeden z członków wspomnianej grupy wyszedł z inicjatywą portalu Music Rage, Chciałem zapytać jaki jest wasz stosunek do modeli dystrybucji „zapłać ile chcesz” i ogólnie możliwości dystrybuowania swojej muzyki w taki sposób, czy to będzie Music Rage, czy zagraniczne Jamendo…

Elvis: Chyba kiedyś funkcjonowała w trochę innej formie, był jakiś taki portal… Megatotal.

RW: To trochę co innego z technicznego punktu widzenia, ale rzeczywiście było.

Elvis: Jak dla mnie zajebista inicjatywa, to jakby antyteza… Muzyka nie jest wydana w tradycyjnym, oficjalnym obiegu, bo można tam wrzucić kawałki sygnowane jakimś no-labelem. To jest też fajne, bo stawia przede wszystkim na Internet, który jest jakby ratunkiem przed tym, żeby ludzie w ogóle przestali słuchać muzyki, bo jest dla nich za droga. Ja bardzo mocno wspieram tę inicjatywę. W ogóle, dlaczego nas tam nie ma?

Max: Jesteśmy prawie wszędzie, tam też pewnie będziemy!

RW: Plany na przyszłość.

Elvis: Na przyszłość to nauka raczej…

RW: Niedługo dziesięciolecie.

Elvis: O kurwa! Tragedia. Mamy swoiste kryterium mówiące o tym, że w zespole dzieje się fajnie, czyli ile osób przychodzi na koncerty. Wiadomo, że to wiąże się też z tym co to za koncert, czy to jest support, czy koncert w ramach jakiejś większej imprezy niezależnie i zewnętrznie promowanej, czy to jest koncert który gdzieś tam własnym sumptem i własnymi siłami staramy się zorganizować i promować, ale jakby liczba osób przychodzących na koncert, a co więcej, liczba osób, które po koncercie podejdą, przybiją piątkę i powiedzą „zajebiście było”, albo wejdą na profil, ściągną muzykę, zapytają o płytkę. Im więcej jest takich osób, takich sytuacji tym jest lepiej i dążymy do tego, żeby było tego jak najwięcej. Nie do tego, żebyśmy wygrali Must Be The Music czy inne tego typu rzeczy, ale właśnie zaczynając od bliskiego otoczenia i sytuacji, z którymi i tak mamy regularnie kontakt, czyli od koncertów.

Art: Wszyscy w zespole odczuwamy coś takiego, że jeszcze nie osiągnęliśmy tego co byśmy chcieli, czymkolwiek to jest. Nie mogę określić, że będzie to załóżmy nagranie piętnastu płyt i posiadanie iluś tam fanów, tylko jakiś nieokreślony cel, do którego wszyscy dążymy i wszyscy wiemy, że to jeszcze nie jest to. Dlatego mamy paliwo, żeby to dalej po to jechać.

Max: Mamy też coś takiego jak drugą, trzecią, czwartą, kolejną młodość. Kończymy studia, znajdujemy robotę, mamy ważne cele zawodowe czy, naukowe i wtedy zespół odchodzi trochę na bok. Teraz się realizuję, teraz najważniejsza jest praca. Pracujesz później te kilka lat i w końcu zdajesz sobie sprawę, że nie, jednak ten zespół, który odsunąłem jest dla mnie ważniejszy niż zrobienie jakiegoś kontraktu czy awans. To jest coś, do czego wracasz i daje Ci kolejnego kopa, żeby mając drobne sukcesy gdzieś indziej wrócić tutaj, żeby połoić.

Elvis: Z jednej strony jest granie, tak jak Max powiedział, bardzo, bardzo ważne, ale niestety jest tak, nie wiem czy tylko w naszym kraju, czy ja tak narzekam na te nasze realia… Ale jest tak, że będąc niezależnym i mało znanym zespołem nie można zarabiać w ten sposób pieniędzy. W naszym kraju – nie wiem jak jest w innych- za koncerty płaci się zazwyczaj tylko browarami. Nie można przecież browarami płacić rachunków, chociaż może byłoby fajnie, gdyby RWE przyjmowało płatność za fakturę w BROWARACH, a tego byśmy pewnie mieli bardzo dużo po koncertach. Browarów i bułek, bo czasami też można bułkę dostać po koncercie.

Art: W InDecksie są darmowe kupony na kanapki.

RW: Możesz komuś sprzedać za dwa złote, po tyle chodzą…

Art: Albo tymi kuponami płacić w RWE.

Elvis: To taka może inicjatywa ustawodawcza, możliwość płatności w browarach, byłaby silnie wsparta przez niezależne zespoły.

Max: Pojawili by się spekulanci od razu, gra na giełdzie na browary. To byłoby ciekawe.

Elvis: Ile płacę? 154 browary.

Max: Ale zagraniczne czy krajowe?

Art: Czeskie.

RW: Bez wątpienia macie bardzo szerokie inspiracje i tak chciałem zapytać, jakie albumy zrobiły na was ostatnio duże wrażenie? Oczywiście nie muszą być warszawskie!

Art: Bardzo dobrą płytę wydał teraz Flapjack. Po piętnastu miliardach lat uśpienia, wydali płytkę Keep Your Head Down. Słuchałem dopiero trzy razy, ale brzmi zawodowo. Czekam na nową płytę Acid Drinkers, która chyba w przyszłym tygodniu wychodzi. Jestem ich fanem odkąd skończyłem trzy miesiące. Totalnie polecam też kapelę, którą odkryłem przypadkiem…

Elvis: …Metallica…

Art: …oglądając jakiegoś perkusistę na Youtube…

Max: …Larsa Ulricha?

Art: Nazywają się Threat Signal. Wydali tylko jedną płytę, więc łatwo można znaleźć. Myślałem, że nikt o nich nie słyszał, ale sprzedałem to Xaperowi i okazało się, że on to zna. Polecam wszystkim gitarzystom, perkusistom, wokalistom, wszystko jest zajebiste. Max słucha Happysad.

Max: Ale nie wiem czy mają jakąś nową płytę…

Elvis: Happysad skończyli się na „miłość to nie pluszowy miś”. Ja chciałem powiedzieć o dwóch brytyjskich kapelach, które ostatnio rozjebały mnie totalnie na łopatki. Enter Shikari- grają muzykę tak świeżą, nigdy jeszcze czegoś takiego nie słyszałem. Byłem na koncercie, rewelacja. Jest to mocne, ciężkie i hardcorowe z połączeniem elektroniki, jakiś dubstepowych, klimatów. Goście są totalnie pierdolnięci i widać to po nich na koncertach.

Drugą kapelą jest Skindred, na którego koncercie również miałem przyjemność być, na zeszłorocznym Woodstocku. Fenomenalnie wybuchowa mieszanka reggae, którego solo nie trawię, z nowoczesnym metalem. Kapitalny Webbe, wokalista, jeden z lepszych frontmanów jakich widziałem, coś nieprawdopodobnego co on robi z publicznością. Byłem świadkiem tego, że Skindred był w Polsce na chyba największym koncercie w swojej historii czyli na Woodstocku i byli też w Stodole na chyba najmniejszym koncercie w swojej historii, ponieważ przyszło tam z dwieście pięćdziesiąt osób. Jakiś skandal. Oni tam sami ze sceny zapytali, czy w Warszawie się chodzi na koncerty, bo nikogo nie ma! Pomimo to też dali kapitalne show.

RW: Dzięki za ugoszczenie na próbie i rozmowę! Na koniec chciałbym, żebyście zaprosili ludzi na swój koncert 6 października i powiedzieli czego czytelnicy mogą się po tymże wieczorze w klubie K8 spodziewać?

Art: Tortu i świeczek.

Elvis: To są też przy okazji urodziny naszej menedżerki, o której nie padło żadne słowo tutaj, a musi paść, ponieważ jest naszą jakby mamą. Był taki moment, kiedy Ania zaczęła się nami opiekować, to trochę brzmi jakbyśmy byli pacjentami hospicjum, ale dzięki temu jaka jest, ten zespół robi cokolwiek innego niż kłócenie się i chodzenie na próby, Anno dziękujemy!

Czego będzie można się spodziewać? Jak zwykle tego, że scena będzie po prostu jakimś epicentrum energii i wszystkiego co dobre i ciężkie i w muzyce najlepsze, ponieważ grają cztery fajne składy i cieszymy się, że właśnie z nimi będziemy dzielić scenę. Każdy z zespołów gra trochę co innego, ale myślę, że razem da to niesamowity pocisk dla ludzi lubiących energię i dynamikę na scenie, myślę, że ich właśnie zapraszamy. A tych którzy mają siedzieć sączyć browar i gadać o dupie maryni, nie zapraszamy. I mówimy, żeby spierdalali!

Otagowane ,