Na tej płycie wszystko jest źle. Perkusja ledwo puka skryta gdzieś w tle, gitara siepie tony piachu na chłodzoną bladym blaskiem księżyca blachę, wokal jest przymulony i rozmyty w pogłosie, gdzieś tam podgrywa smutny klawisz… Ale tak ma być, i dawno żadna EP-ka/demówka nie dała mi tyle ponurej radości ze słuchania! Teraz pytanie, czy to naprawdę niezła muzyka, czy ze mną coś nie tak?
Debiut Augen X zawiera cztery numery, stanowiące mieszankę gotyckiego klimatu, cold-wave’owego nastawienia i danzigowych wokali, przyprawioną szczyptą rock n’ rolla. Chłodnymi falami zawiewa zwłaszcza otwierający płytę Vampyr, z obojętną perkusją i niezdradzającym zbyt wielu emocji, za to talent do melodii śpiewem. Z kolei w bardziej żywym (jak na zombiaka) Cut Cut Yeah Yeah usłyszeć możemy wybijający się na przód syntezator, którego partia niezmiernie przypomina mi utwór The Difference Between Us grupy The Dead Weather, co jest oczywiście skojarzeniem jak najprzyjemniejszym. Poza tym wokalista Karl pokazuje tu nieco bardziej agresywne oblicze swoich strun głosowych. Dwa kolejne numery to już danzigowa jazda na całego, z gęstymi gitarami, dodatkowo przyjemnie przeplecionymi klawiszem w Poison.
No i tak, chłopcy nagrali naprawdę fajny pierwszy materiał. Niewykluczone, że zrobili to w lesie i przy pomocy trumny, a jednak słucha się z tego niezwykle przyjemnie. Oczywiście, pierwsza rzecz, to że sterylne brzmienie niekoniecznie pasowałoby do tej muzyki. Druga – zespół ma na siebie pomysł i jest to pomysł dosyć na naszej małej scenie niespotykany, bo kto teraz tak gra? Nie znajdziemy tu jakiś oryginalnych zagrywek czy nowatorstwa, ani nawet solowych popisów – grupa tworzy swój muzyczny wizerunek konsekwentnie, kolektywnie i bez kompromisów. I chwała im za to. I tylko czekać na więcej. Podobno grają koncert w helloween – nie odpuszczę.
Do odsłuchania/pobrania/kupienia TUTAJ